Pages

8 kwietnia 2013

Przyspieszenie

Idzie wiosna. Tak mówią, przyroda robi swoje - za oknem resztki śniegu, dziś w ciągu dnia konkretnie padało. Nawet piękne to było, takie bajkowe, powolne opadanie wielkich płatków śniegu lekko wirujących w rytm ziemskiego przyciągania - bajkowe... ale w grudniu, styczniu, nie w kwietniu !
Ptaki ciągle urzędują w balkonowej stołówce. W końcu pojawiły się czyżyki.
Na balkonie rządzi para gołąbków. Nie wiem, czy to ta sama, co rok temu. Też kombinują, jak zagospodarować sobie skrzynki na poręczach, ale już powtykałam patyczki. Wredne to, ale dla nich i potomstwa bezpieczne, bo nie pozwalam na gniazdo w miejscu, które nie da im spokoju na odchów piskląt.

Przyspieszenia bywają chciane i niechciane. To Filona jest z tych drugich. :-( Kierunek jest jednoznaczny, co prawda każdy tam zmierza i nie wiemy kiedy meta. Anemia leciutko postępuje. Dobrze, że nie leci na łeb i szyje, jednak niska hemoglobina powoduje szybsza prace serca, a to mu nie służy. Doszło migotanie przedsionków, niskiej częstotliwości, ale jednak. Na razie wspieramy krew cały czas żelazem (organizm potrafi niestety przyswoić z pokarmu tylko, a może aż, ok 10%), monitorujemy wyniki. Nie szalejemy i powolutku żyjemy. Paradoksalnie chodzenie po schodach jest dużym, bardzo dużym wysiłkiem nie dla łap (bo te mają pełna ruchomość stawów), co dla serducha. To, że piszę o stanie nie dramatyzując nie znaczy, że nie zdaję sobie sprawy z ważności problemu. Staram się tak po ludzku spojrzeć na całość przez pryzmat wspólnie przeżytych lat radości i szczęścia. 10 letni mastif, to taki pan 96 letni, jak podają tabele przeliczeniowe. Takie porównanie stawia temat ludzkiego i psiego życia w nieco innym świetle. Jakoś pozwala mi zrozumieć to, co się stanie.


Przed świętami pofarbowałam niecałe 100 g wełenki z owieczki kolegi. Strzyża dość pocięta, krótka, więc mocno skręcałam w palcach jej porcje, być może przegięłam, bo ostatecznie w navajo jest bardziej szorstka, a raczej mniej miękka, niż w strzyży. Pewnie popełniłam jakiś błąd. Jaki i gdzie ? Poniżej wysychające kawałeczki na wannie.

Tym razem musiałam się pilnować, by skręcać grubiej, nie w cieniznę. W świetle niedzielnego słońca widać naturalne kolory. W pojedynczej nici bardzo mi się w nawinięciu podobały.

 Navajo w świetle naturalnym niestety już bez słońca przez co nie widać autentycznych odcieni i nasycenia.
 Z doświetleniem sztucznym wyszło nieco ciemniej, ale obraz oddaje faktyczne barwy wełny. To pierwsza porcja. Tylko 87 m.

Z robótkowania, to z zaległości przed świątecznych jeszcze dwa duuuuże karczochowe jaja, 12 i 15 cm. Co ciekawe, wstążki łatwiej się układały w jajach 15stkach. Łatwiej było wprowadzać dodatkowe elementy na szerokościach.

W ramach świątecznych wypieków zrobiłam bezowy torcik. Tak polecany na jednym z forów kulinarnych. Bezowe blaty przełożone kremem z serka mascarpone i kremówki z dodatkiem odrobiny kawy. Nie przepadam za kawowymi wypiekami, chociaż kawoszem jestem, ale tutaj kawa nie wybija się smakowo na plan pierwszy. W środku odrobina daktyli i orzechów bardzo dobrze się komponuje. Całość nie jest jakaś wyjątkowo piękna, ale ten smak.... ;-)

I na koniec trochę bardziej wiosennie. Wszędzie mówią, że wiosny raczej nie będzie, że od razu buchnie lato. Kurcze, kto to wytrzyma ? ;-)











6 komentarzy:

  1. Ja wytrzymam - niech buchnie! Ino już! Mi zawsze wychodzi nitka bardziej szorstka, znaczy: mniej miękka, niż w zestrzyżonej wełnie. A powinno być odwrotnie? Cudne te kolorki! I właśnie w navajo podobają mi się chyba najbardziej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nagle grzmotnie plus 20, jeśli teraz spada poniżej zera, to będziemy się snuć. O ile snucie się po własnym domu kłopotem nie jest, o tyle w pracy, kiedy łeb spada na klawiaturę, to już nie za bardzo. :-)))
      Powiem Ci, że mi też naturalne skręcone wychodzi bardziej szorstkie (raz przędłam akryl i on mi wyszedł mięciutki). Jednak dopiero ta nić zaskoczyła mnie jakoś tak szczególnie. Prawie rozczarowała. Po jednym komentarzu pod Twoim ostatnim postem na blogu myślę, czy nie schrzaniłam czegoś w obróbce. Może jest źle wyprana ? Nie odtłuszczałam jej jakoś szczególnie i to tłumaczy, czemu odczuwałam odrobinę lepkości jeszcze po kolejnych praniach. Jednak na pewno nie szorstkość, która się uzewnętrzniła w dotyku.
      A może przesadzam i nie jest tak źle.

      Usuń
  2. Biedny staruszek Filon :( Mam nadzieję, że uda Wam się zawalczyć z tą anemią.

    Zafarbowana wełenka ma piękny kolor. Na pewno powstanie z niej coś pięknego. A jeśli chodzi o ptaki to ja niestety walczę teraz z gołębiami. Balkon po zimie wygląda koszmarnie. Trzeba go wysprzątać i dopilnować by ptaki nie założyły gniazda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała w ogóle móc z nią walczyć, ale się nie da. To pochodna niewydolności tarczycy i zmian na śledzionie. Wyeksploatowały się narządy, tak zwyczajnie. Nie ma na wymianę. :-( Z dnia na dzień widać, że jest gorzej. O ile żyć powolutku można, o tyle nigdy nie wiadomo, kiedy wykona się czynność, której serce zwyczajnie nie wytrzyma.

      Co do ptaków, to u mnie na szczęście tylko się stołują. Są na tyle miłe, że nie zanieczyszczają balkonów obok. Chyba 'chodzą w krzaki', bo tak naprawdę w nich pod blokiem koczują i z nich wykonują doloty na mój balkon. Skrzynki niestety mam 'zapatyczkowane'. Nieestetyczne to, ale konieczne.
      Wełenka... kto wie. Na razie niewiele tego, może da się gdzieś wrobić, chociażby dla samej satysfakcji, że to 'znajoma owieczka'. :-)

      Usuń
  3. Szkoda mi bardzo Filonka, jest jednak pod wspaniala opieka i dajecie mu doskonale szanse ,to wazne...czasem nie mamy wplywu na kolej rzeczy.
    Przepis na ten bezowy torcik to chetnie bym skopiowala,wyglada bardzo smakowicie.
    Bardzo tez lubie ogladac zdjecia twojego balkonu,sa takie naturalne,domowe ... i bardzo sympatyczne !
    Serdecznosci Asiu !

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...