Tym razem nie dzianiny. Czas na zwykłe tkaniny troszkę 'surowe', bawełnę i len, które przyjechały w poprzednim zamówieniu. Przypadkowo się złożyło, że kupiłam dwie zielenie, jasną z maszynowym haftem (lnianą) i ciemniejszą, trawiastą (dżinsową bawełnę). Od razu wiedziałam, co z nich będzie - tunika i spodnie. Możliwie proste, jak na takie tkaniny przystało. Niestety. Na oko takich rzeczy nie uszyję, muszę mieć wykrój (modełko), zaczęłam więc wertować Burdy. Wiedziałam, że gdzieś takie modele były. Jeśli już kupiłam gazetkę, to zawsze z jakiegoś powodu, ze względu na coś, co chciałam mieć. To co, że naście lat temu. Dobre, klasyczne modele nie przemijają, a dobry wykrój, to skarb. Odnalazłam coś dla siebie w Burdzie nr 8/99 (!).
Najpierw tunika, na spodnie w pierwotnej wersji nie zwracałam uwagi, ostatecznie zrobiłam z tego wzorku, więc na jednym zdjęciu mam obydwa modele.
Z wykrojeniem nie było problemu. Wszystko ładnie się udało. Jak zwykle obawiałam się o szczegóły, czyli podkroje szyi i ramion, a także później, wykończenie góry spodni, bo spodnie są bez paska, czy gumki, ale dopasowane.
Z pomocą przyszedł net. Wiele jest o podkrojach, ale do mnie bardzo dobrze przemówił post w formie video z tej strony. Nieskromnie powiem, że jestem zadowolona z tego sposobu wykończenia. Bardzo fajnie i szybko, a co najważniejsze, ładnie.
Ze spodniami, dopasowaniem nie poszło tak prosto. Trochę się naskakałam, bo jak tu sobie samemu zrobić zaszewki na tyłku ??? A ja nie fastrygfuję, tylko używam szpilek, więc tez sama sobie utrudniam. Idealna (mój manekin) cierpliwie stoi i bywa niezastąpiona, ale tyłka nie posiada. Później jeszcze okazało się, że szerokość nogawek początkowo uznana za dobrą, jest jednak za szeroka. Przy przymiarkach ciągle coś mi optycznie nie pasowało. Chyba za długo chodziłam w spodniach z paskiem i kieszeniami, bo nie mogłam oka przyzwyczaić do widoku takich 'gołych' na górze spodni. Na szczęście, zawsze coś będzie przykrywało tę górę, więc mój osobisty przód i tył nie będzie tak mocno eksponowany, jak na tym nieszczęsnym zdjęciu z wieszakiem (jak inaczej pokazać spodnie - bez modela oczywiście ?). Wiszą bardziej żałośnie, niż te poprzednie z dzianiny. :)
Poza dopasowywaniem modelu spodni do mnie, trochę czasu mi zeszło na wypracowaniu sposobu zszycia podszycia góry spodni od wewnątrz. Zrobiłam po swojemu. Już wiem, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Oczywiście zajrzałam wcześniej do opisu Burdy. Poległam. Fakt, czytałam o dość późno, jednak nie tylko pora i zmęczenie dniem powodowały, że nie rozumiałam o co tak naprawdę w szczegółach chodzi. Jakieś wyobrażenie o ostatecznym efekcie miałam, więc uszyłam, ale ciekawe, czy ktoś z Was od razu załapie tekst z Burdy. pozwoliłam sobie go rozjaśnić - przypomnę - chodzi o wszycie zamka i wykonania podszycia góry spodni (od środka).
Obie rzeczy można oczywiście nosić oddzielnie, ale razem też się nieźle zestawiają. Widok na wieszaku może nie specjalny, ale od czego wyobraźnia. ;-)
Na kolejne 'uszytki' dojechały tkaniny. Głównie dzianiny. Dwie z nich średnio trafione. Nastawiłam się, że bawełna z lycrą musi być lekko rozciągliwa i miękka. Nie musi, jak się okazało. Z oferty, to włoska bawełna z kilku procentową domieszką lycry. Może polskie są bardziej dzianinowe ? Na zdjęciu, to właśnie dwie pierwsze, górne, biała i pomarańczowa (zdjęcia z oferty były intensywniejszego koloru) trzeba będzie inaczej wykorzystać, niż planowałam. Trudno. Człowiek się uczy.
Kolejne, to cienki szary t-shirtowy dżersej bawełniany, beżowy, cienki dżersej wiskozowy, pistacjowy dżersej bawełniany, kremowy beż, to bawełniana dzianina dresowa z pętelką od wewnątrz, podobnie przedostatni grafit. A ostatnia, to oliwkowa też identyczna, jak poprzednie, ale z meszkiem.
Równo tydzień temu, o tej porze miałam mały stresik - ojciec miał zabieg usunięcia zaćmy z jednego oka w klinice, na oddziale chirurgii jednego dnia. Wszystko poszło sprawnie, na tę chwilę wszystko jest w porządku. Jednak w czasie zabiegu, by 'zabić czas i oszukać emocje', szlajałam się po miejscowej galerii głownie oglądając ubrania, ale tym razem bardziej od środka. Niestety, sporo jest sztuczności w składach. Nie wiem, jak można chodzić w akrylowych letnich sukienkach, czy innych poliestrach. Mnie swędzi na samą myśl równie intensywnie, jak wełna niektórych owiec. :-))) Odszycia też pozostawiały niestety trochę do życzenia. Paradoksalnie, niedawno wpadł mi w oko w netowym wydaniu lokalnej gazety jakiś wywiad z miejscową projektantką (to duże słowo, jak na kogoś, kto szyje od niedawna, ale skoro właśnie miała pokaz, no to już przecież można nadużywać słów, prawda ? ;-) ), ale co mnie najbardziej uderzyło - a to właśnie, że artykuł zaczął się od słów krytykujących, że my - mieszkanki ubieramy się w sieciówkach, chodzimy jednakowo ubrane, nie widać indywidualności. Kurcze, przepraszam, a gdzie mamy kupować ubrania ? Fakt, osobiście kupuję najwięcej przez net, bo akurat lokalne sklepy mnie rzadko satysfakcjonują. Ale do licha, czy jest alternatywa ? Wiecie dobrze, że często narzekam, na wyposażenie pasmanterii, że wełnę, włóczki, a teraz tkaniny kupuję głównie wysyłkowo. To nie snobizm, ale zwykła potrzeba, której lokalnie nie można zrealizować. Mam otworzyć sklep tylko dlatego, by móc sobie coś kupić ??? Ehhh.... :-(
Dla poprawienia nastroju zdjęcia kilka roślin. Pod koniec ubiegłorocznych wakacji, kupiłam białą obficie kwitnąco gloksynię. Późną jesienią, jak to w jej zwyczaju, poszła sobie pospać, przespała zimę 'na sucho i łyso', czyli obumarła, po czym wiosną wyrosło z niej trochę zielonego i postanowiła, że będzie kwitnąć. I tak trwa od 2 tygodniu w postanowieniu, które nie powiem, cieszy mnie bardzo.
Chyba w tym roku nie pokazałam jeszcze swego balkonu. Wielki bluszcz, którego posadziłam jesienią przetrwał zimę, owszem, jednak przemarzły mu gałęzie, teraz odrasta i mam nadzieję, że tak będzie corocznie, tzn w razie czego odrośnie. :-) Przetrwały też iglaki. Reszta, to wiadomo, nowe nasadzenia.
Truskawki nowe, poprzednie nie przetrzymały w domu. Szkoda wielka, bo te nie wyglądają tak zachęcająco, jak ubiegłoroczne. Pojadą na działkę docelowo, może jakoś to będzie. Na razie kiepskawo.
A teraz proszę mocno życzliwych o zaciskanie kciuków. W najbliższym czasie będą mi potrzebne. ;-)
A teraz proszę mocno życzliwych o zaciskanie kciuków. W najbliższym czasie będą mi potrzebne. ;-)
Zatkało mnie ! Chyba siądę na tym balkonie wśród pięknych kwiatów i odetchnę. Przy okazji potrzymam kciuki za to, czego potrzebujesz. ;-)
OdpowiedzUsuńPiękne rzeczy !
Anka
Mam nadzieję, że się już odetkałaś. ;-) Dziękuję.
UsuńKciuki trzymaj jeszcze tydzień !
Pozdrawiam
Ooo.. praktyka czyni mistrza. Piękne usztki, perfekcyjne szwy i wykończenia. Zdjęcia roślin radują me oczy, masz talent. W tym roku mam wściekle różowo kwitnące truskawki. Owocują wszystkie, ale tylko jedna ma wąsy które wypuściła,i na których są też owoce. Może to inna odmiana. Idę trzymać kciuki. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńAno tak mówią, że czyni. ;-)
UsuńDzięki za dobre słowo. Zawsze to łaskocze trochę moje ego. Moja truskawki stoją w miejscu. Maja jakieś słabe wąsy i tylko tyle, ile miały przy zakupie. Kiepsko. Twoje chociaż kwitną, moje odpuściły. Pogoda ?
Za kciuki dziękuję, jeszcze poproszę !
Pozdrawiam
Asiu, moje kciuki masz zawsze zapewnione (Y)
OdpowiedzUsuńNa balkonie jak zwykle masz ślicznie :0
Dzięki Krysiu. Poproszę o jeszcze ! Trzymaj. :)
UsuńA kwiaty mimo pogody, dają radę. Ubolewam nad zdechnięciem lawendy francuskiej.
Pozdrawiam
Asiu, kup normalną polską lawendę :) Ja mam od ubiegłego roku. Przezimowałam normalnie na balkonie :)
UsuńChyba tak się w końcu skończy. Przed blokiem mam piękną. Na działce straszydło. Chyba za dużo podlewam.
UsuńZimowania się obawiam, bo jednak poprzednie polskie nie wytrzymywały bez zabezpieczeń donic. Ubiegłoroczna zima była szczególnie łaskawa. :)
Asiu, lawenda lubi suchą glebę. Tak mi podpowiedzieli fachowcy w pracy. Taką lekką, piaskową.
UsuńA doniczkę z lawendą (przycięłam ją mocno po przekwitnięciu) owinęłam folią bąbelkową tylko. I stała sobie w pudle plastikowym obok doniczki z wrzosem. Oba przeżyły zimę :)
Tak, ale w glebie. A w donicach mi wysycha, jak ma sucho. :(
UsuńAle próbować będę. Wysiewałam już też ze 3 razy. Ostatnio wiosną. Z paczki całej rosną mi aż (!) dwie sztuki !!! Na razie mieszkają na parapecie. Jednak to zwykła lawenda.
A te na działce chce przesadzić w bardziej słoneczne miejsce. Tylko nie wiem gdzie. :))))
moja balkonowa doniczkowa jest 2 razy w tygodniu podlewana i to małą ilością wody. Słońca jej nie brakuje (o ile tylko słońce ma ochotę świecić ;) )
UsuńA widzisz, moja potrafiła się kłaść po dniu z ostrym słońcem. Podlana wstawała.
UsuńŚwietny ten komplet. Twoja góra nawet lepiej się prezentuje niż ta smutna kratka na zdjęciu z Burdy. :)
OdpowiedzUsuńNic z tego tekstu opisującego wykonanie nie rozumiem i bardzo mnie ubawił. :))) A kciuki trzymam mocno.
Kate
To fajnie, że mogłaś się pośmiać. :-)
UsuńDzięki za pochwały.
Pozdrawiam