Kiedyś, dawno temu, tzn w czasach mego dzieciństwa :-) chałkę drożdżową można było nabyć w sklepie spożywczym. Teraz, to pieczywa inne niż chleb codzienny i bułki spotkać można w sklepach przy piekarniach. Tak przynajmniej jest u mnie. A smaki dzieciństwa mamy gdzieś tam z tyłu głowy i czasami po prostu się tęskni do nich. I nic tak nie smakuje, jak własnoręcznie wyrabiane ciasto drożdżowe.
Jest wiele przepisów na chałki, mi bardzo odpowiadają proporcje na chałkę Gusi z forum CinCin. Czy już sama jej nazwa - chałka pachnąca wanilią nie jest bajeczna ?
5 łyżek mleka
5 łyżek mąki
5 łyżeczek cukru
50g drożdży
Po tym, jak postoi sobie ok 15 minut w cieple, dodajemy:
150 ml mleka
2 jaja
50g masła (rozpuszczone i wystudzone)
5 łyżek cukru
600g mąki
cukier waniliowy
I całość wyrabiamy ręcznie, czy w maszynie, ale zapewniam Was, że ręcznie wystarczy. Jak to drożdżowe, musi wyrosnąć, czyli - jak to w przepisach podają - podwoić swoją objętość. Czas leżakowania, to czas na decyzję, czy pieczemy dwie chałki mniejsze, czy jedną dużą. Dzielimy więc ciasto na porcje, wałkujemy potrzebną ilość wałeczków z których splatamy chałkę. Tu zalecam rozważność, bo bywa, że chałka tak pięknie wyrośnie, że rozpycha się w piekarniku dość konkretnie. Ale zanim misternie splecione warkocze trafią do piekarnika, powinny jeszcze poleżakować uprzednio posmarowane żółtkiem i posypane tym, co kto lubi - w moim przypadku, tym razem był to cukier waniliowy i mak. W piekarniku nagrzanym do ok 170 st, na termoobiegu przebywa ok 20-25 minut.
Na zdjęciu z prawej strony widać, jak olbrzymia (od brzegu, do brzegu standardowej blaszki piekarnikowej) wyrosła. :-) Naprawdę polecam, chociaż z połowy porcji spróbować.
Odsłona druga - Tarte flambée.
Danie rodem z Francji, ale tak proste, a w swej prostocie smaczne, że warte polecenia. Poznałam ją dzięki Dziuni - również z forum CinCin - która podała przepis na podstawie "Wielkiej Księgi Chleba" Lindy Collister i Anthonego Blake.
Danie rodem z Francji, ale tak proste, a w swej prostocie smaczne, że warte polecenia. Poznałam ją dzięki Dziuni - również z forum CinCin - która podała przepis na podstawie "Wielkiej Księgi Chleba" Lindy Collister i Anthonego Blake.
Dla zainteresowanych podaję wykonanie, które rozpoczynamy podobnie, jak każdego drożdżowego, od zaczynu:
455 g mąki
15 g świeżych drożdzy (suchych 7 g drożdży instant, czyli torebeczka)
280 ml letniej wody
15 g świeżych drożdzy (suchych 7 g drożdży instant, czyli torebeczka)
280 ml letniej wody
Zaczyn wyrasta ok 10 minut, po czym dodajemy do niego:
1,5 łyżeczki soli
1 łyżka oleju
Pozostawiamy ponownie, by podwoiło swą objętość, czyli średnio leżakuje ok 1,5-2 godzin. Ciasto można podzielić na 2 części dla wygody, rozwałkować cieniutko, wyłożyć na blachę (papier, matę silikonową, czy tylko obsypaną mąką), posmarować śmietaną 12-18%, posypać pokrojonym wędzonym boczkiem i cebulką pokrojoną w paseczki. Obficie doprawić pieprzem i nie solić - słoność boczku wystarczy. Pieczemy ok 10-15 minut w piekarniku nagrzanym dość mocno, bo ok 220-230 st, podobnie, jak pizzę. Smakuje na ciepło, jak i na zimno. Mnie osobiście częściej niż z boczkiem zdarza się robić z sopocką.
A ja nie mam "rączki" do drożdżowego. Wychodzi mi takie, że "za psami można rzucać", jak mawia moja zawsze motywująca mnie "pozytywnie" mama :-(
OdpowiedzUsuńTeż kilka lat temu uważałam, że nie mem ręki. Jak dostałam od mamy maszynę do chleba, to już myślałam, że będę mistrz drożdżowego. :-))) Ale wówczas raz spróbowałam bez maszyny 'wyrobić' i wyszło. A już kilka lat, jak z maszyną nie rozmawiam i przeświadczenie o tym, że drożdże mnie nie lubią, wyniosłam na śmietnik, razem z maszyną, która odmówiła współpracy. :-)
Usuń