W sumie z tym rozpuszczaniem, czy raczej wytapianiem tłuszczu w cieple, to wielka bujda jest, bo ileż byłoby chudych ludzi, gdyby tak dało się wytopić tłuszcz :-))) No chyba, że to, co nam wmawiają o otyłości, to też nieprawda i to nie tkanka tłuszczowa, a coś innego. ;-)
Na niebie cały dzień ledwie parę obłoczków, a nie dalej jak wczoraj, sine chmury przewalały się nad głowami.
Przydał się arbuzowy sorbet, który utknął w zamrażalce. A utknął, bo aż taki rewelacyjny nie był. Tym razem skusiłam się na owoce z syropem wodno-cukrowym. Smak i owszem, dobry i bardzo, bardzo chłodzący, jednak o ile po 3 godzinach leżakowania w zamrażarce była jeszcze masa półpłynna, o tyle dłuższy pobyt w chłodzie spowodował, że można byłoby pojemnikiem z sorbetem zabić. Leżakowanie pudełka poza zamrażarką, przed podaniem wcale nie ułatwiło wykonania kulek. Ba ! Nie było to wcale wykonalne. Estetycznie wiec może nie porażka, co i spory problem, jak to podać. Bardzo przydały się nowe pucharki.
Żeby dopełnić tematu słodkości dzisiejsze, no właśnie co... sernik na zimno ? Ciasto z galaretką ? Ot, taki miszmasz, bo połączenie spodu biszkoptowego (oczywiście z kombiwara) z wariacją galaretkową pośrodku i na górze. I właśnie ta góra owocowa stałą się przyczyną tego, że to banalne ciasto znalazło swe miejsce tutaj. Kto zgadnie, co to za owoce ? Jak widać, bardzo soczyste, bo krojąc mazało białą masę galaretkową.
Za ciastem nowa, czasowa dekoracja tarasowego stolika. Pokaże, a co, bo nietypowa, jak na tę porę roku. :-)
Nie, nie spodziewam się śniegu, bombek na choince też nie wieszam, nie przegrzałam się do takiego stopnia. Po prostu podcinaliśmy gałęzie jodły koreańskiej i ... szkoda było pociąć od razu do palenia. Niech postoją jeszcze trochę.
A tu... kocia konkurencja do miski ! Podejrzewałam, że te ilości jedzenia, które wykładam, to na bank nie porcja dla jednego kota. No dobrze na 2-3 koty, ale jeża to ja się naprawdę nie spodziewałam. :-)))
Otworzyłam drzwi wieczorem wczoraj i mnie zatkało. Jeża wcale, spokojnie jadł. Przymknęłam drzwi (miseczki stoją prawie na wprost w odległości ok 1,5 m), poszłam po aparat i... zrobiłam zdjęcie bez lampy (nie chcąc straszyć jeża) Wyszło kompletnie do niczego, bo czas naświetlania koszmarnie długi, cóż... 'poszło' kolejne z lampą. Jeż wcale się nie przeraził błysku i jadł dalej. Podglądałam go trochę, raz się przestraszył, gdy się ruszyłam głośniej. W pierwszej chwili skulił się, po czym pobiegł w ciemność, ale jak chwile postałam nieruchomo, zaraz wrócił i jadł. Jeju, jak on chrupał :-))) Kusiło mnie bardzo zrobić kolejne, lepsze ujęcia, ale jeszcze mam resztki rozumu i one się uaktywniły. Niech się naje w spokoju.
Teraz siedzę, i piszę i się zastanawiam, czy taki jeż gustuje też w kocich suchych chrupkach. Hmmm...
Dobranoc ;-)
Jak Ty to robusz Asiu,ze zawsze u Ciebie tyle ciekawych rzeczy sie dzieje...Wizyta jeza jest super...co za niespodzianka. Ciasto wyglada bardzo smakowicie, a owoce to chyba borowki ,prawda?
OdpowiedzUsuńSerdecznosci wiele Asiu!
Ojej, ciekawe ? Mam wręcz wrażenie, że u mnie mało się dzieje.
UsuńSiedzę na tyłku w jednym miejscu, nie bardzo się przemieszczam (tyle, co do pracy, no i twórczo mam tyły, że hohoh.
A ciasto, jak już niżej dziewczyny pisały... ze świdośliwą jest.
Pozdrawiam gorąco
a to gość Ci się trafił :D Wieki całe nie widziałam jeża tak na żywo.
OdpowiedzUsuńZgaduję owoce : świdoliwa ? Nigdy nie widziałam, nigdy nie jadłam.
Jeże to tu są częstymi bywalcami. Tak naprawdę, to nigdy żywego poza działką nie widziałam. Jednak nie przypuszczałam, że będzie się jakiś u mnie stołował. :-)
UsuńTak, tak, to świdośliwa ! :-)
Asiu, a jak owoc śwdośliwy smakuje ? Słodkie to czy kwaśne ?
UsuńHmmm....
UsuńMa coś jagodowego w sobie. Koleżanka podpowiada, że trochę w stronę czarnej porzeczki (a ja nie lubię, więc nie kojarzę w tą stronę). Przede wszystkim nie jest kwaśna ani cierpka. W sumie ma smak nienarzucający się, taka przejrzała jagoda. Po zjedzeniu jednej nie bardzo da się wyczuć. Trzeba kilka na raz. Ma trochę pesteczek w sobie, ale nie ją specjalnie upierdliwe.
Dzięki za informację. Znaczy się, nie muszę koniecznie nabywać ;) A jagody kamczackie chyba też masz ?
UsuńTak, te są zdecydowanie bardziej w smaku jagód leśnych. Póki co, mam małe krzaki.
UsuńZ początku chciałam wpisać :jagody, potem że czarna przeczka, ale to by było chyba zbyt oczywiste, prawda. Chyba Krystyna ma rację - bo aż sobie wyguglałam co to ta świdoliwa :-)
OdpowiedzUsuńJeż widać przywyczajony do takich odwiedzin, skoro Twój widok go nie przestaszył za bardzo :-)
:-)))
UsuńTak, tak !
A jeże są tu chyba trochę obyte z ludźmi, tzn wiedzą, że my istniejemy :-) A może ten był jakiś głuchy ?! :-)))
świdośliwa a nie świdoliwa ;-)
OdpowiedzUsuńuwielbiam lato :))) ja też miałam kiedyś w domu jeża ;))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię!
Witaj !
UsuńO w domu jeża, wooow !
No ten ze zdjęcia, to jak najbardziej z natury.
W tym roku młodych nie widziałam, ale bywało, że dreptały po kilka za matką. Widok kapitalny ! :-)
Pozdrawiam
Pychotka ciasto a jeż to dla mnie unikalne zjawisko, żadko kiedy mam okazję zobaczyć na żywo!
OdpowiedzUsuńTutaj na działkach są. Nie wiem o czym to świadczy, ale chyba poza towarzystwem, to ogólnie dobre zjawisko. ;-)
UsuńUwielbiam arbuz,a Twój sorbet arbuzowy prezentuje się pysznie-bo nawet przez komputer czuję zapach lata.Pozdrawiam Jola
OdpowiedzUsuńWitaj Jolu!
UsuńTeż uwielbiam arbuzy. :-)))
Muszę koniecznie wypróbować sorbet tylko z naturalną ilością wody.
Ale jaki rozsądny ten jeż! W sumie mi też wszystko jedno, czy ktoś patrzy, jak jem, kiedy jest wściekle głodna. Dlaczego jeż miałby być inny! Fajnie masz z tym zwierzyńcem!
OdpowiedzUsuńRozsądny i smakosz ! Wybierał kawałki grillowane. :-)
UsuńFakt, fajnie, że wkoło toczy się też życie. W blokowisku tego nie widać.