Pages

19 lutego 2013

Z miejsca mnie nie widać

I jeszcze jakiś czas na pewno nie będzie.
Wyciągnęłam stare zasoby alpaki. Jak dla mnie zakup jednorazowy ponad 4-5 kg, to było naprawdę dużo, za dużo, jednak nie można było inaczej. Alpaka jest rożnie zabrudzona, w zależności od upodobań poszczególnych 'kolorów'. Jeszcze z nią walczę i powalczę troche. Wyczesałam w kolorze tofii, czy jak kto woli kamela. Wyczesane pasma układam do pudełka, czy kartonika w zależności, od długości pasm. Upycham, na tzw. później. Podobają mi się te zawiniątka, co robi Finextra, fliksiki - jak to je nazywa. Ale ja nie mam 'drumelka' do czesania, a i przekonałam się, że zwijanie, w takie ładniejsze porcyjki, jak próbowałam tutaj jakoś mi nie służy w sposób, jaki  z założenia sobie obmyśliłam. Chyba źle je zwijałam, bo owe z linku, wcale poręczne nie były. Owszem, w przechowaniu taka forma się spisała, ale zamiast ułatwić przędzenie, utrudniało wyciąganie pasm czesanki. Więc na bank, źle je przygotowuję, albo nie tak z nich korzystam.
Wyczesałam też trochę jasnej alpaki. Tej samej, co w linku wyżej w porcyjkach pofarbowana. Z założenia ma być wiosennym, ażurowym szalem. I jak pisałam post wcześniej, pomimo nieudanej próby z cyklu 'wrzeciono-kołowrotek-navajo', chcę tę pojedynczą nić znowu na wrzecionie wykonać, bo znowu zależy mi na cieniznie. I dopiero skręcić później w podwójna na kołowrotku navajo. Analizowałam poprzednie dokonanie (uprzędzoną czesankę z tajemniczymi błędami), tzn starałam się coś wywnioskować z oglądania singla i... jedynie, co mi przychodzi na myśl (po podpowiedziach z komentarzy pod postem poprzednim), to jednak błędy w samym skręcie navajo. Trudno przyjąć, że singiel jest skręcany w różnych kierunkach, sama już nić ostateczna, w miejscach 'rozkręcenia' dość dobrze poddaje się skręcaniu kierunkowemu w palcach. Może więc kłopoty ze zbyt luźno wirującym wrzecionem, co pozwalało na wkręcanie się przędzy na szpulę kołowrotka, ale nie skręcało jej należycie ? Fakt, kilka razy zdarzyło się, że się przędza plątała na haczykach utrzymujących przędzę na wrzecionie.
Teraz, przy alpace muszę dokładniej uważać na skręt na kołowrotku. Singiel będzie cienki, ale grubszy od singla z poprzedniego posta. Zanim jednak do tego dojdzie, muszę jeszcze czesać, czesać i czesać. 

Oczywiście nie mam pomysłu na szal. Wiem tylko, jaki nie powinien być. To już coś, jednak niewiele mi ułatwia, bo grzebiąc w necie, wszystko, co wpada na strony, jest właśnie takie, jakie nie chcę by było. Normalne, prawda ? Chciałabym bardzo ażurowy, jednak nie elementy przyrodnicze (liście), a raczej motyw geometryczny. Najchętniej już od razu z jakimś brzegiem, chociaż niekoniecznie. Marzy mi się taki wzór, co widać go bez naciągania i blokowania. Czy coś takiego istnieje ???



W weekend znowu piekłam chleb polski. Wstawiam zdjęcia z drugiego etapu wyrastania, już w koszyczkach. Ciasto na chleb często wyrasta w dwóch etapach, pierwszy, w misce. To mało ciekawy widok. Drugi jest nieco ładniejszy, bo to już konkretne bochenki. Ciasto w koszykach prezentuje się znacznie lepiej. Moje leżakują na łóżku, w pobliżu kaloryfera, pod lnianą ściereczką. Po 2 godzinach wyrastania, bochenki zaczynają tęsknić za piekarnikiem.




 Trafiają do niego na 45-50 minut. Najpierw na 10 minut do maksymalnie nagrzanego piekarnika (u mnie to 250st C), później temperaturę obniżam do 220 st C). Aby skórka była lepsza, chrupiąca, spryskuję w trakcie wypieku kilka razy wodą ze spryskiwacza. Oczywiście to mądre rady dziewczyn z Forum CinCin. Wypiekam bezpośrednio na tej dużej blasze z piekarnika. Obecne koszyki pozwalają mi piec dwa bochenki jednocześnie. 
Po 30-35 minutach wyciągam chleb i pozostawiam do wystygnięcia. 


Chleb się nie kruszy, a taki świeży jest najlepszy z masłem, nawet bez dodatków. Osobiście lubię z kiszonym ogórkiem. ;-)

















I na koniec, pochwalę się nowym nabytkiem... azalia. Bardzo bym chciała, by roślina utrzymała się do wiosny i mogła powędrować na działkę. Z całej masy doniczek, wybrałam białą (a jakże mogłabym inny kolor, prawda ? ;-))). Była jedyna. Krzaczek sam w sobie nie taki piękny, pokrój trochę niesymetryczny, niektóre kwiaty już przekwitnięte, jednak kwiatostan ! ... ehhh... musiałam go przygarnąć. :-)







15 komentarzy:

  1. Piękna, puchata alpaczka. Nie bardzo rozumiem dlaczego single kręcisz na wrzecionie i to na ciężkim Kromskim i piszesz, że aby było cienko. Ja póki co też kręcę na wrzecionie Kromskich, ale wynika to z braku kołowrotka. Czy nie jest tak, że na kołowrotku można wyciągnąć dużo cieńszą nić? Ja tego oczywiście nie wiem, dlatego się pytam. Czy po prostu wrzeciono daje Ci pewność, że singiel jest dobrze skręcony, no bo inaczej to się urwie?

    Jeśli chodzi o Twój poprzedni wpis i kłopoty z tą fioletową wełenka, to też jestem ciekawa, gdzie był problem.

    Pozdrawiam serdecznie
    i życzę miłego kręcenia

    Zazdroszczę chlebka. Ja też uwielbiam piec chleb, ale u mnie w domu nikt mojego chleba nie lubi, więc nie piekę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj
      Kręcę na wrzecionie cienizny, bo mój kołowrotek ma trochę lat, a przy tym swoje kaprysy i możliwości. Mam go od niedawna i myślałam, że problem niemożliwości skręcenia cienizny (grubości szpilki) tkwi we mnie, ale poprzednia jego właścicielka mi powiedziała, że niestety, to kwestia kołowrotka, jego możliwości, czy raczej ich braku. Stąd wrzeciono. A, że od Kromskich, bo nie mam żadnego innego, z resztą już po wielokroć okazało się, że nie potrzebuję innego (chociaż jakieś z czystego chciejstwa chciałbym jeszcze posiadać :-)), bo śmiga mi dobrze i wcale nie odczuwam, że jest nazbyt ciężkie. A taką właśnie ma ono opinię. Też sadziłam, że na kołowrotku spokojnie zrobię cienką przędze, a tutaj... niespodzianka. :-) Na pewno inne kołowrotki spokojnie mogą, potrafią, chcą... ;-))) Z taką nadzieją myślę o nowym, w dalekiej przyszłości. ;-)

      Fioletowa nić była naprawdę bardzo cienka, nie tylko cienka po skręceniu, co cienka już ilością włókien czesanki stąd, jak zwijałam na kołowrotku navajo, trochę być może z obawy o przerwanie (chociaż nic była dobrze skręcona, więc strach wytłumaczenia nie miał), nie naciągałam, jak powinnam, przez co ilość skrętów nie była należyta. Tak to sobie tłumaczę. to było moje drugie navajo. Pierwsze było znacznie lepsze, jednak singiel z kolei grubszy.

      Co do chleba, bardzo szkoda, że nie chca jeść domowego. Może jakiś inny w proporcjach, czy składnikach bardziej zasmakuje ? To zawsze wyrób bez konserwantów, czy innej chemii. Nie jestem szaleńczo zakręcona w zdrowym odżywianiu, ale jeśli mogę, to korzystam. :-)

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Asiu, te rolady czy flisiki też są niekomfortowe do przędzenia. Ja je robię, żeby już mieć wyczesane, ale jeśli flisik nie jest mocno utłuczony (np. nie leżał w kartonie pod czymś pół roku albo nie nakręciłam, ile weszło), tylko świeżo ukręcony i puszysty, to go potem drę wzdłuż na wąskie paski i z tego przędę. A jeśli jest "ułuczony" (mocniej zbity), to przed przędzeniem przeciągam przez dziurkę od guzika (diz) na goździstej desce. Z tego "drumienia" korzyść dla mnie taka, że mam już wyczesaną alpakę i nie puszczam w ruch szczotek. Ale tu druga sprawa: jeśli masz alpakę z tego źródła, z którego ma ją lwia część z nas (od p. Mariusza), to kudły od niego są cudownie długie (i miękkie). I to się właściwie nie nadaje na drumka, to najlepiej czesać grzebieniami (combs) albo na hacklach (goździstej desce - znakomitą instrukcję podała kiedyś Jagienka, która sobie taki warsztacik do czesania wełny na kaloryferze zorganizowała). A świetną instrukcję do czesania alpaki znalazłam tu: http://www.youtube.com/watch?v=BC78Me8tqxA jeśli mam krótsze kudły i tu (druga część):http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=4e4gnQi3vH8&feature=fvwp jeśli mam tak długie kudły, jakie Ty pewnie masz, sądząc ze zdjęcia. Tylko te combsy są tak drogie, że na razie odkładam swoje długie kudły, bo w istocie mogę je wyczesać tylko tak, jak Ty - szczotką wzdłuż na czymś. A te, które kupuję w Anglii są zazwyczaj znacznie krótsze, więc czeszę na szczotkach albo - jak teraz - wykorzystuję drumka.
    Najpiękniejsza instrukcja, jaką widziałam do navajo, to: http://www.youtube.com/watch?v=JmlwtojLXI8&feature=related. Pokazała ją kiedyś Tysia u siebie i się zakochałam. Nie można nie odgapić. Problem w tym, czy to się da zrobić na dziadu, który jednak pracuje w tym wkurzającym rytmie szarpanym. Ja navajo na dziadu, jak pamiętam, nie skręcałam, więc nic w tej sprawie nic pewnego rzec nie mogę, czy się da, czy się nie da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa.. widzisz, a ja myślałam, ze z tego puchowego cudnego złożenia już prawie samo się przedzie. :-)))
      Alpakę tę mam właśnie od p. Mariusza. Zdecydowanie dłuuuuga, chociaż różnie to wygląda w kolorach. Ta szarobiała chyba najdłuższe kłaki ma. Idę oglądać linki. Też navajo pamiętam ze strony Tysi. Ciekawe, czy ten sam link podałaś.
      Nie przypuszczałam, że na dziadu nie kręciłaś navajo... Nie kręcisz ? ;-)))))

      Usuń
    2. No nie, juz pięc dni nie miałam szansy pokręcić;) Tylko korbką kręcę, a przedtem przerzucałam kartony. Ale nie, na dziadu nie kręciłam navajo, bo wtedy nie wiedziałam nawet, że taka metoda jest. Navajo kojarzyli mi się zasadniczo z tkaniem wyłącznie, jak o rękodzielnictwo chodzi.

      Usuń
    3. Myślałam, że z dziadem sporo przeszłaś. ;-)
      Teraz, to świadomie potrzebuję cienkiej wełny, ale kolejna musi być na dziadku, grubsza. Od początku do końca. Czy Ty na dziadku robiłaś jakieś fakturowe przędze ?
      Fakt, że u nas trochę mało informacji o obróbce strzyży. Przynajmniej taka początkująca osoba, w języku polskim niewiele znajdzie. Wiem, jak sama zaczynałam, to najwięcej znajdywałam po obrazkach i idąc za ich linkami. Owszem, coraz więcej filmików, ale takich dobrze dydaktycznych, to też dużo nie ma. Pamiętam, jak się uparłam znaleźć navajo na wrzeciono. Prawie nic nie było, a jak już coś znalazłam, to baba więcej gadała (za nic nie rozumiałam, co mówi) niż pokazywała. Jak już zaczęła prząść, to tak machała łapami, że nijak nie mogłam zaskoczyć, jak zaczyna i o co właściwie chodzi.
      W tym linku, co dałaś wyżej, na spokojnie, dokładnie kobieta wyjaśnia. Naprawdę fajnie. Szkoda, że dziadek taki niestabilny jest, co przynajmniej u mnie wymusza prace z przerwami. Z drugiej strony poskramia moje zapędy w tempie pracy. ;-)

      Usuń
    4. Dopiero zajrzałam. A co znaczy fakturowe? Art-yarny? Nie, ani na dziadku, ani na Fantazji. Ja sie musze perfekcyjnie rzemiosła nauczyć zanim sie zabiorę za sztukę. Tak już mam średniowiecznie.

      Usuń
  3. Przerabianie surowego runa jest czasochłonne ale to przyjemna praca (szczególnie jak runo nie należy do tych z całą okolicą). Ja wyczesuję i wyciągam taśmę bo tak mi przędzie się najwygodniej - nie lubię prząść z rolag'ów chociąż do przędzenia typu woolen to one byłyby idealne.
    Bardzo jestem też ciekawa jak się skręci ten 2-ply na kołowrotku,oby bez niespodzianek.

    Ta kwitnąca roślina trochę mnie zastanawia, bo azalie (te ogrodowe) kwitną nie mając liści (liście zrzucają na zimę), zaś rododendrony (różaneczniki) są zimozielone i kwitną mając liście - to jakaś nowa odmiana azali ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, wcięło mój piątkowy wpis. BLOGGER ZNOWU Wariuje, teraz 30 minut mi zajeło opublikowanie Twego candy....

      Uprzednio pisałam o roślinie, że to z naklejki azalia, ale z liści może być i rododendron, chociaż z drugiej strony, one są tak blisko siebie, ze pomyłka w opisie (tym bardziej w hipermarkecie) możliwa. Sama też nigdy nie wiem, czy coś jest hipeastrum, czy amarylisem. ;-))) To, ze roślina ma liście i kwitnie, akurat mnie nie dziwi. Masz absolutną rację pisząc, że u azalii naturalnym jest kwitnienie na nagich, bezlistnych gałązkach, ale taka roślina w handlu niespecjalistycznym uszłaby za chorowita, czy jakąś inna, niegodną uwagi. Stad, być może takie zabiegi ogrodnicze, a raczej ogrodniczo-marketingowe. Chciałabym bardzo, by przetrzymała do wiosny, ale już mam niefajnie, bo zrzuca liście. Nie wiem, czy to przez złe traktowanie w sklepie i w trakcie transportu, czy może ogólnie coś nie tak. :-(

      Wracając do runa. Fakt, czesanie miłe jest i uspokajające, ale duża ilość na raz, czy raczej monotonia wynikająca z potrzeby posiadania sporej ilości na projekt ('zapożyczam' to słowo od Was, z blogów - sama wcześniej nazywałam zawsze temat po imieniu ;-) ) z czasem zaczyna mnie denerwować, bo to ciągle końca nie widać. Tak już kombinuję, czy rozsądne jest singla zwijać a navajo, może lepiej myśląc o zwiewnym szalu zostawić w singlu ? To już od 'zaraz' 3 razy dłuższa nić się robi. :-)))

      Usuń
  4. o runie, skretach czy singlach to nie wiem nic a nic. Normalnie czarna magia dla mnie. Ale chleb polski, to pamietam jego smak bo też kiedyś piekłam. Już bardzo dawno nie piekłam żadnego chleba na zakwasie. Innego też. Czas mnie okrutnie ogranicza. Poza domem jestem co najmniej 12 godzin i po powrocie nie mam ochoty na nic, tak jestem zmęczona. Ale może, jak nadejdzie wiosna, zrobi się cieplej i dzień będzie wreszcie dłuższy, to jakimś cudem zbiorę się za pieczenie chleba. Oczywiście, koszyków wzrostowych dalej nie mam. A Twój chleb z tych koszyczków jest taki piękny, zgrabny. Jak z wystawy. Wyobrażam sobie jego zapach i smak. I też tylko z masłem i ............... i ogórkiem kiszonym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, długo nie zaglądałaś do mnie. :-)
      Krysiu, moje koszyczki wzrostowe są tylko z zastosowania. :-))) Każdy z nich kosztował niecałe 10 zł (były w wyprzedaży na wagę w lokalnym hipermarkecie). Są wiklinowe i dwa mieszczą się na dużej blasze z piekarnika. Tak więc sama widzisz, że zdecydowała ekonomia. Koszt obu niższy niż autentycznych wzrostowych. Nie mówiąc już o przesyłce, bo z tego, co się orientowałam, nawet ta najmniejsze dość ciężkie są, jak na koszyczki nie przystało. ;-)

      Usuń
  5. zagladałam, zaglądałam ino się nie odzywałam. W domu to mam ogromny problem, bo dupnął mi teraz ten służbowy laptop (przez GG podobno ?) i stacjonarny też padł. Laptop może chodzić tylko i wyłącznie na IE. Szlag mnie trafia, bo nie mam kasy na nowy

    OdpowiedzUsuń
  6. wywaliłam dzisiaj mozillę a uruchomiłam google chrome. Musiałam wywalić też i picassę. Zaczynam swoją przygodę z chrome :) Na razie nawet mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to jest nadzieja, że będzie Cię tu więcej. :-)
      Chrome jest dość przyjazne, na pewno lepsze od IE. Przykro mi z powodu sprzętu. Mój obecny jest też odziedziczony po mamie, słabszy od mego poprzedniego, ale na razie tak musi pozostać. ;-) A tak na marginesie, nie sądzę by sprzęt siadł przez GG. Bo niby co komunikator miałby zniszczyć w komputerze ? Nie ma szansy. ;-)
      Miłych chwil z chrome. :-)

      Usuń
  7. tak pokazywał komunikat po skanowaniu laptopa. I zeżarało wszystko. A ja tylko włączyłam GG i nawet nie gadałam. Zaraz po otworzeniu coś tam napisało i dlatego od razu wyłączyłam. Nie znam się na tym. No ale chrome zaczęło mi się podobać W IE to nijak nie mogłam się połapać. Jakiś taki dziki jest :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...