
Najpierw bezśnieżnie mroziło, konkretnie, bo temperatura spadała poniżej 20 st C. Później lekko się ociepliło, na tyle, że nawaliło tonę śniegu. Zima w lutym jest zjawiskiem niespotykanym w naszej szerokości geograficznej, wiec naturalnie zaskoczyła drogowców.
Na Górze aniołkom, to chyba totalnie rozregulowały się termostaty, bo skrajnie temperatura z dnia na dzień wzrosła, tony śniegu zaczęły topnieć, a z nieba pokapało.
Nie wiem, jak u Was, u mnie na szczęście niczego nie zalewa, a i topniejący śnieg na szczęście nie zamarza, bo wieje. Wyjątkowo wiatr robi dobrze, bo osusza.

Najlepiej nie wychodzić z domu. Filon, póki co, nie umie korzystać z toalety. Czasami nawet, to bym i oko przymrużyła na nie zamkniętą klapę od wc. ;-) Wyjść więc trzeba. Pomijam już fakt pracy zawodowej w sztywnych ramach 7.00-15.00. Bleee...
Nie ma, jak dobra, gęsta zupa, często rozgrzewająca i rozleniwiająca. Koniecznie treściwa.
Grochowa z duuuuużą ilością majeranku, to jest to !

Ostatnio, w końcu zrobiłam pierwszy raz w życiu zupę cebulową. Miałam na nią chętkę od czasów filmu 'Allo, Allo', czyli... 100 lat odczekałam i gdyby nie nagły impuls na widok stosu cebuli w markecie, to pewnie dłużej bym czekała. A tak, stało się.
Chyba najprościej zrobiona, bo widywałam już trochę przepisów, różnymi udziwnieniami składnikowymi. Od dziecka nie znoszę przysmażonej, zeszklonej cebuli samej w sobie, dlatego po jej wygotowaniu, większość warzywnej treści nie trafiła na talerz. Jednak to, co w nim stało się zupa było bardzo smaczne. Z serem, z grzankami... bardzo rozgrzewające. Sama zupa jednak, mniej treściwa. Osobiście muszę takowa wesprzeć czymś konkretniejszym. ;-) Ale, jako dodatek, fajna sprawa na kolację, czy obiad.
Nie wiem, kiedy ta wiosna w końcu zapuka. W tv już coś słychać, ze roztopy zaczynają podtapiać gospodarstwa, czyli kolejne typowe zjawisko (również typowo zaskakuje !), zwiastujące wiosnę odnotowano. Do ptasich przylotów i odlotów daleko, ale domowa przyroda budzi się do życia. Biała pelargonia, wniesiona w czasie pierwszych przymrozków bardzo ładnie się zaaklimatyzowała i w przeciwieństwie do jej towarzyszki, która wniesiona była dużo wcześniej, nie tylko przeżyła, co wcale nie ucierpiała, nie zrzucała liści, nie żółkła. Po prostu była, a teraz sobie zakwitła. Nie ogarniam, teoretycznie powinna dość szybko paść. Może towarzystwo rozmarynu (w tle) tak ją motywuje ? Tuż obok rozkwitły hiacynty. Moja zasługa w ich uprawie żadna, bo nabyte kiełkujące w sklepie.
Rzeżucha niektórym kojarzy się tylko z Wielkanocą. Mnie niby też, ale przecież tak być nie musi. Rzeżucha=wiosna, więc czas wysiewu !
Po dobie leżenia na wilgotnym ręczniku papierowym nasionka zaczynają budzić się ze snu. ;-)