Jak pisałam kilka postów temu (druga połowa wpisu), stałam się dzięki przyjaciółce, szczęśliwą posiadaczką kompletu 3 stempli do zdobienia ciastek. Trochę trwało zanim znalazłam czas na wypróbowanie.
Zmotywowana zostałam jeszcze bardziej, bo przypadkowo (ciągle szukam jakiś pojemników - do tworzenia kosmetyków, do ociekania sera podpuszczkowego, etc...), 3 dni temu w sieci sklepów KiK natrafiłam na taki oto komplet.
Uzbrojona więc w dwa komplety stempli postanowiłam wykonać dwa rodzaje ciastek, by sprawdzić, co do czego. Kiedyś już wzdychałam do pięknych ciastek walentynkowych, ale nie mając odpowiedniej foremki, nie byłam zadowolona z efektów uzyskanych zwykła wykrawaczką. Teraz, gdy nadarzyła się okazja, od razu pomyślałam o tych ciastkach. Ciasto zagniotłam i leżakowało noc, co moim zdaniem nie wyszło mu na dobre. Musiałam sporo czasu poczekać, zanim dało się z nim pracować. Nie było łatwe w obróbce. Kruszyło się przy wałkowaniu, chociaż miętoszone w rękach wydawało się być plastyczne. Moje foremki niestety, nie chciały ładnie odcinać całych ciastek z płata ciasta, dlatego zdecydowałam się wykrawać najpierw zwykłą 'okrągłą' foremką - ku mej radości, idealnie pasowała rozmiarem i dopiero z takim ciasteczku odciskałam stempelek. Piekłam tak, jak zalecano, z dolnym grzaniem i pomimo, że starałam się pilnować piekarnika, zawartość drugiej blaszki się przypiekła. Prawdopodobnie ciastka była cieńsze niż reszta.
Jeśli ktoś lubi zwykłe maślane ciastka, to są właśnie takie. Mnie nie zachwyciły efekty, a spodziewałam się spektakularnych. Być może, gdybym wałkowała ciut grubiej, byłoby piękniej.
Na drugie stempelki, z racji ich nieco innego charakteru wybrałam ciasteczka razowe z kardamonem. Oczywiście nie odważyłam się zrobić całych razowych, dałam mąki z pełnego przemiału tylko 10%, ale za to od razu podwoiłam porcję ciasta.
Tym razem ciasto zdecydowanie inne, niż poprzednie. Plastyczne, ale bardzo, bardzo miękkie. Dodawałam więcej mąki. Możliwe, że to za sprawą mąki pszennej. I bardzo mi się podobało tworzenie ciastek, bo wychodziły tak, jak 'odciśnięte w laku', dlatego tak luzacko podchodziłam do odrywanych porcji ciasta, bo już naprawdę dbałości o równy brzeg, co się nie przełożyło na ostateczną estetykę, miałam dosyć po ciastkach poprzednich. Piekłam z dolnym grzaniem + termoobieg przez 12 minut i 1,5 minuty z górnym grzaniem.
I tak, jak przypuszczałam, niewdzięcznym w tym cieście, okazał się 'szary' stempelek, bo znaczek znikał w piekarniku. Jednak z reszty efektów jestem bardzo zadowolona. :)
Smakiem też mi podchodzą bardziej niż te 'górne' chociaż wanilię przedkładam nad wszystko, tutaj zdecydowanie 'maślaność' wychodzi na plan pierwszy.
Z twórczych działań, to poza codziennością, 'walczę' dzielnie z czesanką south american. 1/5 całości już poza mną. Tak się 100 g prezentuje w całości.
Chyba bardzo chce takie stemple. Co ta za sklep KiK ?
OdpowiedzUsuńWełna piekna. Będzie więcej, jak rozumiem. Dobrej niedzieli
Anka
Aniu, to taki sklep podobny do Pepco. Spójrz http://www.kik-textilien.pl/
UsuńTobie też dobrego tygodnia.
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję. Muszę się rozglądnąć.
UsuńSouth American prezentuje się wspaniale, chyba jakiś sweter będzie :)
OdpowiedzUsuńCiastka wyglądają smakowicie a ja jak zwykle po czasie piszę, że kule kąpielowe i mydło z ostatniego postu zrobiły na
mnie wielkie wrażenie :))
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję, to dopiero 100 g. Zestarzeję się przy niej. :-))) Pojęcia nie mam na co ją robię. Chyba teraz głównie, by się czymś zająć, bo nie mogę sobie w głowie sprecyzować, co chcę robić. Od pewnego czasu myślę o żakardach, na dodatek dzięki Tobie i Aldonie (a właściwie przez Was) też i o skarpetach. Ech... te wszystkie blogi ! :-)))
UsuńA kule mnie zafascynowały. Takie nic w sumie, a bardzo przyjemny efekt. Jedno, to ich nawilżająco-natłuszczające działanie, dwa - wymagają chwili spokoju w wannie, a to samo z siebie też daje odprężenie.
Pozdrawiam
Apetycznie bardzo u Ciebie i jak stylowo. Sama bym się nie oparła takim stempelkom. Wełenka piękna, mnie zawsze brakuje cierpliwości przy takich dużych projektach. Cieszę się, że south american Ci odpowiada. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMa stempelki patrzyłam łapczywie już od lat, gdy tylko oglądałam jakieś zdjęcia 'zza wody'. Już z samego takiego chciejstwa musiałam mieć. :-)))
UsuńA wełenka cóż, ja dopiero powoli poznaję różności. Moja droga czesankowa zaczęła się przy filcowaniu, a tutaj czesanka jest jednak bardziej szorstka. Już 'prawdziwy' merynos, czyli taki 21-23 mic robił na mnie wrażenie. :))) W porównaniu z czesanką nazywaną merynosem hiszpańskim jest już różnica. A gdzie te bardziej lśniące, i 'śliskie' w dotyku. To dopiero cud, miód i orzeszki. :-)
Pozdrawiam również.
Łakomym oczkiem lukam na stempelki. Pięknie te Twoje moteczki wyglądają!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Moteczki produkuję, ale bardzo wolno.
Usuń