Pages

12 lutego 2014

Znowu recykling - znowu początek

Ostatnio przegięłam z tempem pracy z wrzecionem. Chciałam szybko zrobić z orzechowej czesanki nitkę, w końcu nie było tego dużo, no i nadwyrężyłam sobie jakiś mięsień na prawej łopatce. Wcześniej bywało, że wiosną po pierwszych pracach ogródkowych z tzw. pazurkami, też mięsień się odzywał, ale jak każdy - tłumaczyłam sobie pierwszym wiosennym rozruchem, po zimowym lenistwie. Dzień dwa, wracało do normy. Podobnie i z wrzecionem. Mam zwyczaj siedzenia przy pracy i wyciągania prawej ręki bardzo wysoko. Staram się też, by na wrzecionie nitka była możliwie długa. Wszystko to przekłada się na obciążenie mięśnia łopatki. :-(
Na dodatek, zawzięłam się na prucie swetra, który zalegał w szafie. Sweter zrobiony na szydełku z tureckiej włóczki, mieszanki - nie pamiętam składu, ale dość gruby i ciężki, w formie dzianego płaszcza. Z tego też powodu, trudny do prania, suszenia, ale bardzo go lubiłam i nie bardzo chciałam pruć. W końcu zdecydowałam się przerobić dzianinę. Oczywiście chciałam szybko spruć, przewinąć wełnę, odświeżyć i ... też szybko zacząć. Tym samym, dowaliłam łopatce tak, że rano, ledwo mogłam się ruszyć. Po prostu się popsułam. :-(((
Żyć jednak trzeba. W takich sytuacjach codzienność pokazuje, jak bardzo potrzebny jest ruch głową, skręt szyi, czy podniesienie ręki. Na co dzień niedoceniane możliwości własnego ciała ! Pokornie więc oszczędzam się kolejny dzień, tzn oszczędzam ów mięsień. W weekend plastry żelowe, rozgrzewanie termoforkiem, teraz też jeszcze codziennie maść końska. (O ironio, ale nazwa !) Już było nawet, nawet i się cieszyłam. Ale dziś doszło poranne skrobanie szyb samochodu i ...... grrrrr..... 
Dalej muszę uważać, bo to ciągle nie jest tak, jak być powinno.
Dziergam więc. Powoli macham rękami, powoli przewijam włóczkę, tylko tyle, co muszę.


Włóczki, jak widać jest sporo. Niecałe 2 kilogramy, o ile pamiętam. Ale bardzo ładnie, jak widać się wyprostowała i jest miękka. A uwierzcie, była harmonijką. Nie wiem, jak Wy przywracacie życie nitkom, ale ja przewijam w luźne zwoje, po czym trzymam nad parą z dziobka czajnika. Nitka bardzo szybko się naturalnie prostuje. Później wystarczy kilka minut, by odparowała nadmiar wilgoci i ... można przewijać w kłębki. Nie zdarzyło mi się, by włóczki nie dało się wyprostować. Ten sposób, wg mnie nie tylko prostuje, co też przywraca naturalną sprężystość nitki.


Powstanie duży i długi sweter z kapturem, ale bez rękawów inspirowany - jak się okazało szalem z kapturem - który prezentowany jest w wydaniu specjalnym Sandry - Druty i oczka, o któym było kilka wpisów wcześniej.

I na koniec, nie byłabym sobą, gdybym nie kupiła kolejnych, wiosennych kwiatów. Podobnie, jak rok temu, kupiłam wiosenne azalie, też białe. Poprzednie bardzo szybko przekwitły, zrzuciły i płatki kwiatów i wszystkie liście i niestety roślina nie przeżyła. Może tym razem się uda. Czytałam, że te kwitnące wiosną, to są jakieś inne odmiany, które mają już liście jednocześnie z kwiatami, co nie jest typowe dla tych roślin.

Poniżej zdjęcia specjalnie, pod światło, lutowe ostre słońce. 





15 komentarzy:

  1. prostuję bardziej "konkretnie" bo nad parą z gara, i jeszcze przykrywam pokrywką :) polecam, myślę, że idzie szybciej niż nad dziubkiem czajnika, bo w końcu większa powierzchnia...
    trzymaj się!!! żeby Cię hobby nie wykończyło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, dlatego ja nad dziobkiem (kurcze - czajnik ma dziobek, czy dziubek ?), żeby mieć mocniejszy, chociaż węższy strumień pary. Nad garem mi się para rozłaziła, z pokrywką nie próbowałam. Kiedyś podobało mi się żelazko turystyczne (na wodę z solą) i nim małe partie prasowałam. Ale to tak dawno temu. :-)
      Dzięki za życzenia !

      Usuń
    2. to idąc tym tropem, żelazko z wyrzutem pary w pionie też się nada! :)

      Usuń
    3. Tak, ale to mały wyrzut pary w porównaniu z dobrze parującym czajnikiem :-) Jeśli oczywiście chodzi o typowe żelazko z parą. Trochę więcej pary daje właśnie takie turystyczne (to moje plastikowe, bez typowej stopy grzewczej), które działało w zasadzie parą tylko parą, ale bez mocy wyrzutu, za to w szerszym strumieniu. Zasadniczym minusem tego mojego była bardzo mała pojemność wody.
      Do malutkiej porcji włóczki i ok.

      Usuń
  2. Nie mam doświadczenia z prutą włóczką, ale czy nie pomogłoby potraktowanie przędzy jak takiej świeżo uprzędzionej, czyli zmoczyć, zawiesić na jakimś haczyku, obciążyć i zostawić do wyschnięcia? No chyba, że potrzebna jest na już. Takie prostowanie nad parą 2 kg wełny też może zmęczyć, zwłaszcza naciągniętą rękę. Azalie u mnie brzydko mówiąc trafia szlak... czytałam, że to kwestia za suchego powietrza i zbyt wysokiej temperatury w mieszkaniu (to samo mam z fiołkami alpejskimi). To wygląda tak samo jak u Ciebie, kwiatki ciemnieją i przekwitają, listki żółkną i opadają. Nawet wstawianie doniczki z podstawką na szeroki talerz z wodą niewiele daje. Zdrówka Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja chyba kiedyś taką metodę stosowałam, namaczanie i ponowne suszenie, ale przyznaję, że parowanie chyba szybsze i przyjemniejsze! :)

      Usuń
    2. Aaa... to może niejasno napisałam, włóczkę mam w porcjach, więc pojedynczą taką małą porcję chwile trzymam nad parą. Możliwe, że ma to związek ze składem włóczki, ale mam wrażenie, że jak jest oczywiście czysta (moja była prana jako dzianina), to właśnie para naturalnie ją przywraca do przyzwoitości nadając puszystość. Oczywiście, że kiedyś tam chciałam sobie ułatwić sprawę i wieszałam obciążaną. Jeszcze z czasów dzieciństwa pamiętam, że się próbowało owijać, naciągać. Tata nawet ostatnio wspomniał, że on z kolei pamięta, że jego babcia (czyli moja prababcia) z kolei zwijała bardzo ścisłe kłębki. Mam wrażenie, może się mylę, że stabilizowanie wełny przędzonej, to jednak coś innego niż prostowanie sprutej włóczki. Wygląda pozornie, że zależy wszystkim na tym samym, na prostej nici, ale chyba (to subiektywne), jednak to dwie inne sprawy. Oczywiście obciążenie sprutej pozwala ją bardziej, czy mniej wyprostować, tylko często włóczka się tak jakoś zmienia w sznurek. Z kolei moje doświadczenie z czystą wełną nie jest tak duże, jak z włóczką.
      A azalie, to jak rozmawiałyśmy z Kaliną rok temu, są raczej wrażliwe, zwłaszcza te wczesnowiosenne, kupowane w sklepach. One raczej na krótką radość sprzedawane, rzadko chyba z nadzieją na dłużej, niestety.

      Usuń
    3. chyba się zgadzam z Tobą, przy zwijaniu wełny w kłębki nie można jej mocno, ścisło nawijać, by nie straciła sprężystości, o przędzeniu nie będę się wypowiadać... a para ładnie odświeża i nie zbija

      Usuń
    4. można troszkę spryskiwać te kwiaty, ale to raczej jednorazówki :(

      Usuń
    5. I niestety często przelewane, zalewane w sklepach przez personel. :-(

      Usuń
  3. na ramionko maść z arniką polecam! :) chyba coś fajnego powstaje:) mam taki sam koszyczek :O), tylko bardziej zużyty hi,hi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, fakt, arnika, to ziółko na wiele schorzeń, ale jej mięśniowego działania nie znałam. Ale poszperam. Dzięki.

      Usuń
    2. Na pewno Arcalen maść dla sportowców,
      Może jeszcze coś innego znajdziesz

      Usuń
  4. Nadwyrężenia nie zazdroszczę ale w 100% rozumiem, dlaczego należało wszystko spruć od razu i doprowadzić do stanu umożliwiającego dzierganie :))
    "Końska" maść u mnie na stałe gości :))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ! To też się psujesz ? ;-) Czy 'końska' uzależnia w inny sposób ? ;-)))

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...