W tytule jest 'cz. 1', więc i jest nadzieja na kolejne części-wpisy, jednak oby nie za długo, bo jak się wszystko, albo prawie wszystko robi samemu (i jeszcze oczywiście pracuje zawodowo), remont się przeciąga w czasie. Nie, nie będę narzekać, to moja świadoma decyzja, bo jak większość robiących remont samodzielnie wiem, czego chcę i nie odpuszczę ! :-) Mam też świadomość, że trudno byłoby mi znaleźć wykonawcę, który by zrobił dobrze i koniecznie tak, jak chcę. :-)
Mam to szczęście, że pomaga mi ojciec, co prawda to senior, jednak pomoc istotna, chociaż czasami, trochę oporna, bo zdanie miewamy odmienne. Bałagan w całym domu - jak się remontuje całą powierzchnię na której się mieszka pomimo, fakt - nie wszystko na raz, to problemem jest nie tylko rozgardiasz przy samym remoncie, ale przestawianie różnych rzeczy z miejsca niezbędnie koniecznego, a jakieś inne, możliwe. Nie muszę mówić ile tego jest. Obecnie żadna rzecz nie jest długo na jednym miejscu. :(
Odnowienie kuchni i przedpokoju, to praktycznie chwila, tylko malowanie ścian i sufitów, więc bałagan praktycznie żaden.. Jazda zaczyna się w pokojach, przez odnawianie mebli ! W małym pokoju dodatkowo wyzwaniem była zabudowa rur c.o. Nie dość, że są piony, to jeszcze połączenie boczne długości blisko 2 m po ścianie do kaloryfera. Teraz już wszystko jest 'schowane'. Roboczo, zaraz po montaży wygląda tak.
Łóżko czasowo przesunięte prawie na środek pokoju, z resztą praktycznie codziennie w innym miejscu i innej pozycji względem stron świata. Czekam, aż mi się mój wewnętrzny GPS rozstroi i w nocy pobłądzę w drodze do łazienki. :-)
A logistyka przede wszystkim !
Pomysł na realizację, co i gdzie, wybór koloru na ściany - poszło szybko, farba dostępna od ręki, niby ma spełnić moje oczekiwania - odporna na mycie - haaaa ! się okaże. Do tej pory żadna farba nie wygrała z psem. :-)
Rozrysowanie zabudowy rur c.o. wraz z regałem obok okna poszło sprawnie, stolarz przyciął deski na wymiar, ojciec zmontował i wyszło, jak chciałam. Całość oczywiście będzie jeszcze pomalowana. Swoja drogą, zadziwia mnie ilość kołków, śrubek, wsporników, etc, którą pochłonął regał.
Farbę i wosk do renowacji mebli wraz z potrzebnymi pierdołkami zamówiłam w netowym LM i nie obyło się bez przygód. Ilości farby, które potrzebowałam wymagały oczekiwania 3 tyg, zakup w sklepie stacjonarnym (mam dwie miejscowości w zasięgu dojazdu) też tylko na zamówienie. Nie było wyjścia. W planowany dzień wysyłki dostałam informacje ze sklepu, że farby nie dojechały z przyczyn - uwaga ! - logistyczno informatycznych i musiałam poczekać jeszcze kilka dni. Zdarza się w dobie systemów informatycznych, paradoksalnie przebieg informacji szwakuje, a człowiek ma prawo do błędu. Po pierwszym wielkim wkurzeniu, minęło mi i czekałam. Nadszedł kolejny planowany dzień wysyłki i informacja, że jedna puszek dojechała uszkodzona i nie nadaje się dla klienta. Ustaliliśmy,że wszystko, co mają wyślą do paczkomatu, jak było umówione, a brakująca puszka ma dojechać do mnie specjalną wysyłką. Cóż... należy się przyzwyczajać, bo coś mi się wydaje, że już niedługo, pomimo niedogodności, przejść będzie trzeba na taką formę zakupów. Zakupy często, nawet z przesyłką wychodzą taniej, a poszukiwanie towaru po sklepach bywa męczące i skazane na porażkę. Wiecie, że nawet z głupim papierem ściernym potrafi być problem, by od ręki dostać właściwy, pakuł nie mogłam uświadczyć, a pytanie o wełnę metalową obsługę wprawił w zdumienie (wcześniej sama też znałam tylko wełnę owczą, ale nie pracuję w sklepach z materiałami remontowo-budowlanymi). Sama farba to też było wyzwanie. Na stronach 'farbowej' firmy, była nieaktualna informacja o miejscowym dystrybutorze. Super ! I tu się dobre wiadomości skończyły. Obsługa sklepu była na tyle pomocna, że skwitowała zapytanie ojca (poszedł na zwiady), że ma sobie netem sprowadzić, bo pojedynczych farb nie sprowadzają, a palety nie opłaca się zamówić, bo im nie zejdzie. Cóż... :-)
Robię więc swoje, czyli powolutku szlifuję sosnowe, nastoletnie mebelki. Stolarnią stały się 'przechodnio' obydwa pokoje. Zasłania się to, co można foliami, ale wiadomo, pył od szlifierki z nasadki nakładanej na wiertarkę włazi wszędzie. Jednak bez tej czynności obróbka takich powierzchni byłaby praktycznie niemożliwa. Nie chcę bowiem tylko zmatowić powierzchni pod farbę, ale chcę ją zedrzeć, dojść do surowego drewna.
Przy drzwiach szafy 3 drzwiowej z nadstawką (którą znacie z licznych zdjęć) posiedzę jeszcze trochę, bo lecę ręcznie listewkę za listewką. Mechanicznie poszły tylko ramy wkoło. Zawsze to coś. Następnym razem chyba kupię szafę bez drzwi. :-)
Nooo, to będą zmiany na wiosnę. :) Rozumiem, że huk pracy z tymi meblami, ale co tam. Jak skończysz, to dopiero będzie piękne. :) Powodzenia !
OdpowiedzUsuńAnka
Oj wiosna już tuż tuż, a ja jeszcze daleko w polu. Normalni ludzi robią meble stopniowo, rzucają się na jakiś zdobyczny, szlifują, pieszczą, głaszczą, etc... a ja... ehh, hurtem.
UsuńJuż bm chciała mieć skończone !
Pozdrawiam
Może powoli, ale przecież do przodu!
OdpowiedzUsuńAno powoli, trochę mnie to drażni, że wkoło jednak takie zagracenie.
UsuńPozdrawiam
Najlepsze farby można znaleźć na www.cromadex.pl - polecam!
OdpowiedzUsuń