W żabiej perspektywie świat pewnie wygląda inaczej, kto wie, czy nie ciekawiej, bo żabiej.
Zawsze lepsze wydaje się to, czego akurat nie mamy, co jest niedostępne, czy zakazane. Lubię żaby, tzn nie gastronomicznie, ale jako zwierzątka i chętnie je obserwuję. Są dość spokojne, zwłaszcza, jak siedzą w wodzie, a może właśnie dlatego, że w niej siedzą ? Bywa, że taka żabka da się pogłaskać po głowie. Jak na nie patrzę, to zastanawiam się, ile z nich urodziło się w tym oczku, dla ilu z nich to po prostu środowisko życia, normalny dom. Mieszkając w blokowisku, naprawdę się nie myśli o tym, nie zauważa, jakie zwierzaki żyją blisko, na wyciągnięcie ręki. Im więcej widzę w koło, tym, pomimo upływu lat, corocznie baczniej obserwuję to, co w koło żyje. Zdjęcia dodatkowo motywują, bo w spokoju można dostrzec to, co ulotne, czego oko nie zanotuje. Internet daje odpowiedzi, ale też skłania do dalszych poszukiwań.
Jak wszystko w naturze, kolory żab są nieuchwytne, nieuchwytne w sensie dokładnego określenia barwy, jej intensywności, bo sporo zależy od światła słonecznego.
Poniżej ta sama żaba, w dwóch odsłonach słońca. Różnica nie wynika tylko z balansu bieli, bo jednak zielne, to zielone na zdjęciu. Zwróćcie uwagę, jakie ma długie palce tylnych nóg. :)
Od żaby do owcy daleko, no może ta zmieniająca się barwa w świetle, podlega tym samym naturalnym prawidłom, co kolor owczego runa, który też ma różne swe odmiany w rózżym świetle. Tu przypomina mi się dowcip, jak student na egzamin z biologii nauczył się tylko o dżdżownicy, to to był ulubiony temat egzaminatora. Zdziwiony, że profesor wyjątkowo zapytał o słonia, inteligentnie wybrnął mówiąc, że... słoń ma trąbę, trąba podobna jest do dżdżownicy, a dżdżownica, to... i poleciał z tym, co miał do powiedzenia o dżdżownicy. :-) Tak więc i ja trochę o ostatnich owczych dylematach, w nadziei, że może ktoś coś podpowie.
Skuszona perspektywą barwnych eksperymentów z roślinny barwieniem (a idzie mi dość opornie) oprzytomniałam, że tak właściwie, to przydała by mi się wełna do tych prób. Jeśli w końcu coś się uda, to szkoda mi czekać do następnego roku. Możliwości obecnie mam takie, że mogę sobie obrobić runo od początku, tzn wyprać, wysuszyć, podczesać (może nie tak idealnie, jak większość z Was, bo nie mam 'drumka'). Głównie chodzi o to oczyszczenie i pranie, tu inaczej, naturalniej ;-) bez blokowiskowych ograniczeń, że trzeba uważać, bo kapie do sąsiada. Nakręciły mnie zdjęcia na blogach, pięknego, suszonego runa i... błądzę myślami. Pomna faktu, jak wygląda polskie runo od losowej owcy - na szczęście zasyfionego totalnie nigdy nie miałam, ale też przędąc obecnie 'boskie' w dotyku taśmy czesanek z WoW zastanawiam się, czy w ogóle jest się nad czym myśleć. Nie wiem w jaką stronę zmierza polskie owczarstwo. W sobotę, w jakimś porannym programie, była wstawka o wypasie owiec na wałach w centralnej części kraju (chodziło bardziej o 'eksperyment naukowy', czy to zda egzamin) i rozwaliła mnie 'inteligentna' pani redaktor, która dwukrotnie musiała podkreślić, że istotne jest, że wzrosło spożycie baraniny o 400 gram na osobę rocznie (tak, nie pomyliłam się !), bo to rokuje rozwojowi tej gałęzi, a nie wełna z owcy, bo to już przeżytek, przeszłość, że przecież teraz nikt już nie jest zainteresowany przerabianiem, bo przecież nikt nie robi żadnych swetrów, etc... Poza zwykłym ludzkim wkurzeniem na niekompetentną babę, bo w moim subiektywnym odczuciu, mówiła dość lekceważąco o wyrobie własnym z wełny, wraca pytanie o ... te nasze barany i owce. Udało mi się znaleźć kilka ogłoszeń o sprzedaży runa, ale mowa jest wielkich ilościach (np 200 kg), bez szczegółów jakie owce, czyli można podejrzewać, że jakość runa nie idzie w kierunku tym, na czym prządce zależy, a producent chce się hurtem pozbyć problemu. Jasne, zawsze można dopytać, co za owce, czy wyśle małą paczuszkę, etc.. W necie trudno znaleźć owcze hodowle, przynajmniej ja nie potrafię, co innego trafić w alpaki. A przecież są gdzieś ludzie, którzy mają śliczne owieczki i za niewielką kasę oddali by kłaki ze strzyży. Gdzie i jak ich szukać ? Patrzyłam na eBay-u. Wielu nie wysyła za granicę (niemieckie, angielskie), ale trafić można. Wysyłka jest odczuwalnym kosztem, ale i z WoW też się płaci.
Mam co prawda jeszcze trochę do przędzenia, ale to właśnie owe 'śliczne taśmy' i lada chwila nie będę miała kłaków, żadnych. ;-( Obecnie na większe (jak na moje potrzeby) zakupy na WoW mogę pozwolić sobie później. Myślę już dziś, bo przecież nie mogę zostać tylko z wełną w motkach. :-) Jest sens zgłębiać temat samej strzyży, czy wyluzować i czekać, na jakąś okazję, realnie uwzględniając, że na moim terenie, to szybciej kosmita spadnie, niż znajdę owcę.
I, żeby zakończyć tak, jak rozpoczęłam, płazem - ropucha szara - tak ją rozszyfrowałam w googlach. Nie żaba, a ropucha. Nie potrafi skakać, a chodzi, łapka za łapką, nóżka za nóżką. Wcale nie pokracznie. Udało mi się 'złapać' mniejszą (albo młodsza, albo samiec), ale też widuję prawie dwukrotnie większą. Duża ma stałą marszrutę, nie wiem skąd idzie, ale zmierza pod kamienie kaskady, przy oczku. Włazi na pewną wysokość, po czym skacze, czy zsuwa się w przestrzeń pomiędzy kamieniami a funkią.
Mniejsza też szła podobną trasą, ale też miała przystanek na małe spa w
oczku. Nic, tylko zazdrościć wyluzowania. :-) Zwróćcie uwagę, jak trzyma
się liścia prawą przednią łapką.